Dla handlowców to trudny czas. Po świątecznych wydatkach ludzie liczą każdy grosz. A jednak istnieje wypróbowany sposób na to, by przyciągnąć ich do sklepów. Wyprzedaże, które niekiedy wiążą się z gigantycznymi wręcz upustami. W krajach anglosaskich ruszają one już w drugi dzień świąt, a źródła tzw. „Boxing Day” według niektórych historykach biją w głębokim średniowieczu.
Świąteczne spotkania przy suto zastawionym stole, bożonarodzeniowe prezenty, sylwestrowe zabawy – to wszystko już za nami. Pora złapać drugi oddech i wrócić do rzeczywistości, ale wcześniej zajrzeć głęboko do portfela i oswoić się z myślą, że najpewniej jego zasoby zostały pod koniec roku solidnie uszczuplone. Na pozór styczeń nie sprzyja zakupom. Z drugiej strony, to często najlepszy moment, by „trafić” wymarzone buty czy sprzęt AGD. Bo handlowcy, którym nierzadko jeszcze zalega w magazynach niesprzedany w grudniu towar, stają na rzęsach by go upłynnić. Efekt: przeceny potrafią sięgnąć kilkudziesięciu procent. Witamy zatem w świecie poświątecznych wyprzedaży.
Ich szczyt przypada na styczeń, zaś początki sięgają okresu pomiędzy świętami a Nowym Rokiem. W krajach anglosaskich, skąd wywodzi się owa tradycja, wyprzedaże ruszają w drugi dzień świąt. To czas rodzinnych spotkań i wspólnego przeżywania sportowych emocji - w Wielkiej Brytanii począwszy od końca XIX wieku tuż po Bożym Narodzeniu na boiska wybiegają piłkarze najwyższej klasy rozgrywkowej, zas w Australii rozpoczynają się legendarne regaty Sydney-Hobart. Nie pracuje wtedy nikt, poza.... obsługą sklepów. Niektóre centra handlowe otwierają się przed klientami już o północy. 26 grudnia zwykło się określać mianem „Boxing Day” (czyli w luźnym tłumaczeniu: „dzień pudełek”), a sama etymologia tej nazwy jest wielce znacząca.
Według części historyków wywodzi się ona z obyczaju, który korzeniami sięga epoki wiktoriańskiej. Drugiego dnia świąt, przedstawiciele arystokracji rozdawali służbie podarki w niewielkich paczkach. Miały one zrekompensować pokojówkom, kucharzom czy dostawcom niedogodności związane z faktem, że podczas Bożego Narodzenia pozostawali oni na każde skinienie wielmożnych państwa, co niewątpliwie mogło się odbić na jakości ich rodzinnego życia. 26 grudnia za to miał być ich dniem. Tymczasem niektórzy badacze, choćby amerykański pisarz i podróżnik Bill Bryson, w poszukiwaniu źródeł „Boxing Day” cofają się aż do średniowiecza. Wówczas to na czas adwentu w kościołach wystawiane były metalowe skrzyneczki na jałmużnę. Wierni wrzucali do nich monety. Drugiego dnia świąt księża otwierali skarbonki, a ich zawartość rozdawali ubogim. W ten sposób czcili św. Szczepana, niekiedy zwanego też św. Szczepanem, pierwszego chrześcijańskiego męczennika, który kilka lat po śmierci Jezusa został z wyroku Sanhedrynu ukamienowany w Jerozolimie.
Z postacią św. Szczepana najpewniej wiąże się też inny zwyczaj rodem z Irlandii. W dawnych wiekach drugiego dnia świąt, na ulice wylegały grupy chłopców, które goniły za strzyżykami. Z całej rzeszy ptaków wyróżniają się one między innymi tym, że śpiewają także zimną. W Holandii na przykład strzyżyk był nazywany „królem zimy”. Według irlandzkich zwyczajów symbolizował odchodzący w przeszłość rok. A biorąc po uwagę wszelkie niedostatki, z jakimi przez stulecia borykał się ten kraj, nie było to skojarzenie zbyt sympatyczne. Dlatego właśnie chłopcy ciskali w ptaszki kamieniami. A jeśli któregoś udało się pozbawić życia, pakowano go do pudełka i obnoszono po domach, by odpędzić zły urok i zapewnić mieszkańcom pomyślność na kolejne miesiące. W wersji bardziej przystępnej strzyżyk był „jedynie” łapany do pudełka i w poświąteczny obchód po gospodarstwach ruszał żywy. Dziś, co tu dużo mówić, bestialski obyczaj został mocno złagodzony. W drugi dzień świąt na ulice wyruszają barwni przebieranci i muzykanci potocznie zwani „the Wrenboys”. Już bez polowania na ptaki, za to ze zbiórką datków na cele charytatywne. Podobny zwyczaj kultywowany był na wyspie Man. Tyle że tamtejsza legenda, wiodąca rodowód z czasów celtyckich, nieco więcej miejsca poświęcała symbolice powiązanej ze strzyżykiem. Według niej „król ptaków” to wcielenie bogini Tehi Tegi, która była tak piękna, że gromadziła wokół siebie wianuszek adoratorów. Mężczyźni tracili dla niej głowy, a przy tym zaniedbywali gospodarstwa i bliskich. W dodatku okazywali się tak nachalni, że z czasem bogini miała ich dość. Zwabiła ich więc w pobliże rzeki, zachęciła, by weszli do wody, po czym potopiła. Rozwścieczony lud chciał ją zabić, ale ona zdołała zamienic się w strzyżyka i zbiec. Każdego roku wraca na wyspę pod koniec grudnia, ale wówczas urządzane są na nią polowania.
Tak więc u źródeł „Boxing Day” leżą zwyczaje mające związek z obdarowywaniem bliźnich – czy to w sensie materialnym, czy bardziej symbolicznym. Handel ma z tym raczej niewielki związek, choć jakby się kto bardzo postarał, pewnych analogii można by się doszukać. No bo przecież, traktując rzecz trochę z przymrużeniem oka, jeśli oferowane przez sklep upusty są naprawdę znaczące i wymarzoną rzecz możemy kupić za ułamek jej pierwotnej ceny, to trochę tak, jakbyśmy robili sobie prezent.
W Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, czy Kanadzie wyprzedaże w drugi dzień świąt stały się już ugruntowaną tradycją. Są tacy, którzy „Boxing Day” skłonni są porównywać z zakupowym szaleństwem „Black Friday”. Do Polski jednak tradycja ta (jeszcze?) nie dotarła. Ale prawo podaży-popytu robi swoje. O ile jeszcze w PRL-u po zakończeniu świąt Bożego Narodzenia spora część sklepów była zamknięta na głucho, zaś w przeszklonych witrynach wisiały karteczki obwieszczające remanent, o tyle teraz już 27 grudnia galerie handlowe starają się robić wszystko, by wygenerować kolejny zakupowy pik. Początek ubiegłego roku z wielu przyczyn nie był pod tym względem specjalnie udany. Ten ciągle chyba pozostaje niewiadomą. Z badań, które w początkach grudnia przeprowadziła firma doradcza Deloitte wynika, że statystyczny Polak na przygotowania do świąt Bożego Narodzenia zamierzał wydać 2129 złotych, czyli o jedenaście procent więcej niż w roku poprzednim. Zmiana była efektem wzrostu cen, choć nie tylko. Teraz pozostaje odpowiedzieć na pytanie, czy ów Kowalski miał w portfelu tyle, że po światecznych wydatkach pozostanie mu jednak co nieco, by wpaść w wir zakupów? A może skutecznym hamulcem okażą się rosnące ceny gazu, prądu, paliwa, generalnie: koszty życia? Czas pokaże. Sezon na poświąteczne wyprzedaże zazwyczaj trwa do końca stycznia.
Założ swój sklep internetowy SOTESHOP na 14 dni za darmo.
Sprawdź nową wersję sklepu SOTESHOP 8.
Powiązane strony